Przedwczoraj i wczoraj spedzilem na "wycieczce" nad jezioro znajdujace sie w parku Khao Sok. Mialobyc wiele atrakcji a bylo duzo deszczu, przez co siedzielismy w bambusowych domkach na jeziorze (w ktorych spalismy) i zrobilismy tylko 1km trek do jaskini pelnej nietoperzy i pajakow. A tak to gra w karty i nudy. Generalnie wszystko mialem mokre (i jest mokre nadal).
Po przygodzie nad jeziorem z kilkoma osobami (w tym Rihanna) zlapalismy autobus na trasie Takua Pa -> Surat Thani, a w Surat Thani kupilismy bilety do Bangkoku. W klimatyzowanym busie troche wyschlem (nareszcie) i po kilku godzinach snu przerywanego wiekszymi lub mniejszymi hopkami na autostradzie dotarlismy do Bangoku. Tam sie rozstalismy i ja zdecydowalem pojechac do dzielnicy Chinatown z ktorej mam blisko do stacji kolejowej. Oczywiscie nie chcialem korzystac z uslug taksowkarzy ktorzy chcieli 400 bahtow za 10km i probowalem zlapac odpowiedni autobus, ale tajowie mnie odsylali z jednego do drugiego i ostatecznie pojechalem taxi-motorkiem za 180baht (nadal zdzierstwo) bo mi sie nie chcialo juz kombinowac. 80km/h miedzy samochodami na ulicah BKK - tez fajnie :D.
Po zamelinowaniu (no moze zbyt twarde okreslienie :) ) sie w jakims hotelu wreszcie sie wykompalem jak czlowiek i oddalem prawie wszystko do prania. Zjadlem sniadanie i wyszedlem do stacji kolejowej zorientowac sie jak to jest z biletami do miasta Ayuthaia (Ayuthaia to stara stolica Tajlandii zniszczona przez Birmanczykow prawie 1000 lat temu. Zostalo wiele ruin swiatyn ktore teraz sa obiektem wycieczek) Okazalo sie ze za 5 minut odjezdza pociag, a ze bylo ladne slonce to postanowilem pojechac. W Ayuthai spotkalem Arka i Rafala z ktorymi dalej razem zwiedzalismy ruiny. Potem powrot do Bangkoku i kazdy w swoja strone.
W sumie nie zobaczylismy niektorych wartych zobacenia swiatyn (lub jak to zwal ruin swiatyn) ale i tak bylo ciekawie. Mam jeszcze dwa dni w Bangkoku to pozwiedzam miejsca w ktorych jeszcze nie bylem.